Obrazek 1

Obrazek 1

25.02.2016

Oh, forgive me. I just wanted to have fun with your air.

Imię i nazwisko: Lucille Geneviève Lacroix
Pseudonim: Lucy, Lucysia, Luśka, wszystko dozwolone.
Płeć: Kobieta
Wiek: 26 lat
Data urodzenia: 18 kwietnia 1988
Pochodzenie: Bordeaux, Francja
Rasa: Człowiek
Stanowisko: Księgowa w The Pandemonium Company
Status prawy: Nienotowana
Status cywilny: Wdowa
Partner: Lucille dawno już zamazała różnicę między "miłością "a "wykorzystaniem".
Potomstwo: Brak
Krewni:
  • Baudouin Hugo Gauthier - ojciec, 53 lata. Co tu dużo mówić, zwykły, kochający tatuś. Zawsze troszczył się o Lucy jak tylko mógł, pomagał jej i był najlepszym przyjacielem. Właśnie, był. Bo kiedy kobieta wyszła za mąż, wszystko się zmieniło. Aktualnie Baudouin widzi się z córką tylko na Gwiazdkę, a i wtedy patrzą na siebie z ukosa.
  • Karin Lydie Gauthier - matka, 52 lata. Ona, w przeciwieństwie do ojca, obdarza córkę zwiększoną dawką miłości z każdym dniem, zwłaszcza po stracie drugiej córki. Wiecznie głowi się jak pogodzić Hugo z Lucille, jednak nawet własnoręcznie pieczone babeczki nie kuszą kobiety do wejścia do domu rodziców.
  • Roxane Edwige Gauthier - siostra bliźniaczka, zmarła w wieku 24 lat. Młodsza o cztery minuty, zupełnie inna od Lucille, ale za to zawsze kochały się najbardziej na świecie. Aż do wypadku. Wypadku, który wszystko zmienił.
  • Louise Pascal Lacroix - mąż, zmarły w wieku 26 lat. Mówił, że kocha, że jest jego jedyną. Jednak chyba mówił bardziej do butelki wina niż do swojej żony. Tak, właśnie się wydało iż Lousie był alkoholikiem.
Osobowość: Jak można określić kobietę? Właściwie do tej czynności wystarczy jedno słowo - zmęczona. Tak, właśnie to czuje w obecnym czasie Lucille, kobieta całkiem nieźle skrzywdzona przez życie i pozbawiona jakichkolwiek chęci na wszystko. Jest niezależna? Nie, to raczej złe słowo. Bardziej by pasowało, że ona ma świat gdzieś. Nie obchodzą ją żadne wzorce, zdanie innych, zasady. Żyje właściwie tylko po to, żeby przeżyć, ewentualnie nakarmić Ortie. Jest przepełniona dumą i godnością, która utrzymuje ją w pionie i nie pozwala stoczyć się na dno rozpaczy. Te uczucia zmuszają ją do pracy, uśmiechu, kupienia nowego ubrania, wyjścia w weekend do baru z pozornymi znajomymi z pracy. Jednak to wszystko jest tak sztuczne, że aż boli. Życie nauczyło ją jednak codzienności miłej, szczęśliwej dziewczyny, która dzielnie idzie przez swój los, a ona nie chce stracić tej budowanej przez lata opinii. W środku jednak jest wrakiem. Wyzutym z uczuć, wyssanym z palca kłamstwem, paradoksem człowieka. Ona nie jest smutna na siłę, ona po prostu nie była gotowa na ciosy swojej historii. Nadal czuje się jednak dumna z siebie, jest wyniosła i, choć zgarbiona, patrzy na ludzi z góry, nienawistnym wzrokiem zza okularów. Jednak nie poddała się, bo po prostu nie potrafi. Nie jest stworzona do przyznawania sobie przerwy, cały czas chce pędzić ślepo do przodu i nie ma żadnej rzeczy, która mogłaby ją w tym powstrzymać. Choć właściwie to… Śmierć zawsze jest tym przeciwnikiem, który jest nie do pokonania. Stykała się z nią już dwa razy, ale jak to mówią, do trzech razy sztuka. Sama nie ma ochoty jej przywoływać, dlatego nie marzy jej się bieganie z pistoletem po mieście jak w jakimś kiepskim filmie akcji. Jest raczej pokojowa, ba, unika konfliktów jak ognia (i kontaktów też). Mimo tego, że potrafi się z tobą śmiać, wyciągać pomocną dłoń, zapraszać na herbatę, to tak naprawdę pragnie tylko zaszyć się w jakiejś norze, by tam doczekać końca swoich dni. Nie, nie chciałaby być nieśmiertelna. Ma cel dożycia w spokoju do czterdziestki, a w prezencie urodzinowym strzelić sobie kulką w głowę, najlepiej na środku tej samej ulicy, na której zginęła jej siostra. Ot, takie sobie, zwyczajne marzenie. Matka Natura obdarzyła ją inteligencją i sprytem, który wykorzystuje przy każdej możliwej okazji. Można czasem nawet doznać uczucia, że jest arogancka, jednak Lucille naprawdę nie chce dla nikogo źle. Nie radzi sobie jednak, obwiniając innych o swoje problemy i błędy przeszłości. Nigdy nie zauważy swojej winy, zawsze będzie mówić że to inni są źli i ją ranią, do tego stopnia jest zadufana w sobie. Nie lubi i właściwie to nawet nie umie się zwierzać, a myśl o nocy u koleżanki spędzonej przy butelce wina i lodach truskawkowych jest dla niej czymś niewyobrażalnym. Twarda, zaciskająca zęby, ambitna, to całe jej wnętrze. Bo owszem, ma ambicje na wspinanie się nie tylko po szczeblach zawodowych, ale i życiowych. Czy chciałaby zostać matką? Trudne pytanie, bo w końcu ze swoim mężem tak często o nich mówiła. A teraz? Jak miałaby być dobrą rodzicielką? Jej córka nie miałaby szczęścia na twarzy, żyłaby w domu przepełnionym smutkiem. Właśnie ta wizja odciąga ją od pojechania do sierocińca i przygarnięcia niemowlaka. Kobieta ma specyficzne podejście do życia, bo choć często oszukuje sama siebie, to w tym oszustwie jawi się tęsknota za dawnym życiem, które powoli, z biegiem czasu do niej wraca. Da się wrócić na lepszą drogę i ona o tym dobrze wie. Obdarzona dziwnym, niezrozumiałym dla wielu humorem błądzi między własnymi dniami, szukając sensu życia, czegoś, co by mogło ją trzymać przy tym steku bzdur, jakim jest jej smutek mieszany z radością. Może to tylko kapryśne hormony? Może sobie to wszystko ubzdurała? Może tak naprawdę jest zombie, tylko o tym zapomniała? Niczego już nie jest pewna, a przynajmniej takie ma odczucie. Odbija się od ściany do ściany, od ulicy do ulicy, od dnia do nocy, myśląc tylko o tym, co może ze sobą zrobić. Bo czym ma się niby zająć człowiek, który nie czuje sensu w żadnej czynności? Pozostało tylko poczytać sobie książkę, albo obejrzeć kolejne głupoty w Internecie, które wyżerają mózg. Polubiłbyś tę kobietę? A może wolisz od niej uciec? Rób co chcesz, kochany.
Aparycja: Zacznijmy od postawy kobiety, bo w końcu to cały język ciała. Otóż Lucille bardzo często chodzi lekko zgarbiona, ponieważ ma wrodzone skrzywienie kręgosłupa. Stara się pilnować, owszem, jednak często po prostu nie chce jej się na siłę poprawiać, bo w końcu i tak nie zależy jej już na byciu piękną. Jest szczupła, jednak nie wygląda jak anorektyczka, a normalna kobieta. Wysoka, zwłaszcza że nosi tylko szpilki. Ma czym oddychać, bo biustem zawsze zachwycali się jej koledzy i partnerzy. Nogi długie, zgrabne, zwykle odziane w czarne rajstopy z lajkry. Włosy ma do ramion, nigdy nie splamione choć odrobiną farby blond. Zależnie od nastroju doczepia jednak sobie warkocz w postaci dreda, który w połowie jest zrobiony z jej włosów, a w połowie Louisa. Ma wysokie czoło, które wydłuża jej twarz, tak samo jak dość spiczasty podbródek. Cerę ma jasną, jednak nie przesadnie bladą. Brwi o dziwo są czarne, tak już się urodziła, jednak przez nie większość myśli że jest blondynką tylko dzięki farbie kupionej w drogerii. Oczy jakby wydłużone, często przymrużone w zmęczeniu. O ich kolorze mówić nie można, bo praktycznie każdego dnia się zmienia (patrz szczegóły), jednak oryginalnie są brązowe, wręcz czarne. Powieki maluje mocno, zazwyczaj używając czarnych cieni i eyelinera, by jeszcze bardziej podkreślić swoje zmęczenie. Nos całkiem zgrabny, gdyby nie blizna na nim, nabyta podczas jednej z trudnych nocy męża. Przykrywa ją okularami przeciwsłonecznymi, które zsuwa lekko w dół. Usta duże, lekko przesuszone. Jakby nie patrzeć, nadal całkiem ładna z niej kobieta. Nie ubiera się wyzywająco czy pretensjonalnie, bo nie lubi się wyróżniać. Zazwyczaj są to ukochane sweterki z odkrytymi ramionami i jeansy. Zakochała się również w kopertówkach, które zawsze jej służą. Uwielbia malować paznokcie, a dba o dłonie już od dziecka, kiedy mama pokazała jej swój pilnik do paznokci. I mimo że nie ma już siły, to nadal o siebie dba, by nie stracić tej ostatniej motywacji do życia.
Życiorys: Zacznijmy od tego, że się urodziła. Bo w końcu każdy tak przyszedł na świat. Czy to w szpitalu, czy w domu, czy na basenie publicznym, zawsze wygląda to tak samo. Krew, stres, krzyk, a potem owijają cię w kocyk, kładą przy mamie i patrzą, jaki to jesteś uroczy i cudowny. Tak właśnie było z Lucy, bo po prostu od dziecka wszyscy ją uwielbiali. Dodatkowo przy jej matce były dwa takie zawiniątka, bo była to ciąża bliźniacza. Roxane i Lucille, Lucille i Roxane. Zawsze zgodne, zawsze razem. Opiekowały się sobą nawzajem, rozmawiały godzinami, siedziały razem w ławce, ba, umawiały się nawet na podwójne randki z chłopcami ze szkoły. Właściwie nigdy się nie kłóciły, a na wzmianki o okropnym rodzeństwie wybuchały śmiechem. Kiedy skończyły lat piętnaście, rodzice zdecydowali się na przeprowadzkę do Anglii. Kobieta przyjęła to bez problemu, nie była związana ze swoim krajem, a i angielski w szkole szedł jej bardzo dobrze. Natomiast Roxane się załamała, płakała niezmiennie cały tydzień, buntując się rodzicom. Okazało się że w ojczyźnie miała chłopaka, którego za wszelką cenę nie chciała zostawić. Rodzice byli więc sprytni i powiedzieli, że zostaną z tego powodu. W tym czasie kupili mieszkanie, opłacili wszystko, wzięli kredyt i nawet kupili bilety na lot. Nie pomylili się, bo już po dwóch miesiącach było po związku, a siostra Lucille chciała o wszystkim zapomnieć. Jakże była szczęśliwa gdy dowiedziała się że rodzice “wspaniałomyślnie” nie zrezygnowali z domku nieopodal Londynu. Także polecieli, w poszukiwaniu nowych perspektyw i życia. Dziewczynki szybko stały się kobietami i chciały się ustatkować. Kupiły sobie dwupokojowe mieszkanko w starej kamienicy i chciały po prostu odetchnąć, zasmakować życia. Na jednej z imprez Lucy spotkała Louisa, który grał na gitarze elektrycznej, popisując się jawnie wymyślnymi akordami. Już następnego dnia wyznali sobie miłość, a że kobieta nigdy nie była wybredna, to poszli do łóżka. Miało się skończyć tak zwyczajnie, jak związek młodych, niedoświadczonych dorosłych. A jednak rodzice niedługo poznali jej narzeczonego, który zdobył serce matki, lecz ojca rozwścieczył do nieprzytomności. Kiedy młodzi przybyli z prośbą o błogosławieństwo na ślubie, Baudouin zamknął im drzwi przed nosem, zamykając tym samym serce z nimi. Na ślubie więc go nie było, choć matka siedziała w pierwszym rzędzie. W końcu wyprowadzili się z ciasnego mieszkania, zostawiając Roxane samą, a obejmując dom przepisany Louisowi w spadku przez babcię. Byli szczęśliwym, naprawdę cudownym małżeństwem. Obdarowywali się prezentami, uśmiechami, czułością. Tak też było przez dwa lata, do czasu aż męża wyrzucono z pracy. To był dla niego poważny cios, bo od teraz jedynym źródłem ich utrzymania był jego spadek, który mieli odłożyć na starość. Na początku z tym walczył, szukał innej pracy, jednak znalazł coś innego - flaszkę. Wracał do domu późno, coraz później, mamrotał pod nosem, zataczał się. Potem zaczęło się najgorsze, bo w napadach wściekłości bił swą ukochaną. Ona się na to wszystko zgadzała, bo po prostu się bała. Tak, bała się własnego męża. Jednak znosiła wszystko dzielnie, starała się być silna. Aż w końcu ją olśniło: czemu nie miałaby się bronić? Poszła na trening bokserski raz, drugi. Zaczęła wygrywać amatorskie walki, miała nawet kilku fanów. Jednak robiła to tylko po to, by oddać mężowi siarczysty policzek, który nie tak bolał jego, jak kobietę. Pewnego dnia zdecydowała się pojechać z siostrą na trzy dni do Walii, by tam porządnie odpocząć od okropnej codzienności. Nie zdążyły jednak nawet wyjechać z Londynu. Jak to bywa w życiu młodych kobiet, nie zapięły pasów, łamały prawo jadąc 100 km/h w terenie zabudowanym i, cóż, uderzyły w ciężarówkę. Przechodnie wezwali policję, straż pożarną, pogotowie… Wszystko, żeby tylko je ratować. Jednak Lucille dobrze wiedziała, że jej siostra umarła. Była już dorosła, nie wierzyła w bajki o cudownych powrotach do życia. Sama tylko miała głupie złamanie otwarte miednicy, którym wcale się nie przejmowała, płacząc nad swoją bliźniaczką, tak nieruchomą i spowiniętą w powadze śmierci. Pogrzeb był skromny, tylko dla rodziny. Louis nawet wytrzeźwiał, żeby trzymać się na nogach. Właściwie to może nawet zrozumiał swój błąd, bo już praktycznie nie pił, wspierając żonę kiedy tak tego potrzebowała. Tak było miesiąc. Ciężki, okropny miesiąc. Jedyne co się zmieniło to fryzura Lucille, bo ścięła włosy w oznace odcięcia się od rzeczywistości, co jakoś jej pomagało, przynajmniej mentalnie. Równo miesiąc po śmierci siostry wróciła do domu z cmentarza. Znicze wymienione, kwiaty podlane, modlitwa odmówiona, łzy wylane. A kiedy weszła do salonu, polały się kolejne. Oto na sznurówkach od jej adidasów wisiał nikt inny jak jej ukochany, z twarzą zastygłą tak jak Roxane po wypadku. Kobieta padła na kolana, zapominając nawet o potrzebie zdjęcia trupa, nie umiała się na to zdobyć. W ciągu miesiąca straciła dwie najważniejsze osoby swego życia, a jednak się nie załamała, przynajmniej na zewnątrz. Znalazła pracę w The Pandemonium Company jako zwykłe popychadło do parzenia kawy przełożonym. Jednak docenili ją i tak oto została księgową, czym chlubi się na wszystkie strony. Bo może doświadczyła bólu, ale nawet on, choć tak potężny, nie zabierze jej godności.
Szczegóły:
  • Lucy cierpi na bezsenność od wieku nastoletniego. Worki pod oczami to dla niej nic niezwykłego, wystarcza trochę korektora i pudru. Zasypia w okolicach drugiej w nocy, a i tak budzi się mnóstwo razy, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Louise ją wtedy przytulał, szepcząc do ucha słowa kołysanek. A teraz? Teraz musi zacisnąć zęby i czekać na znużenie.
  • Kobieta pali papierosy w długich munsztuczkach lub lufkach. Co prawda nie potrzebuje ich do szczęścia, bo nałóg jej nie opanował, jednak zawsze nosi jeden w torebce, ot tak, na odstresowanie się.
  • Zakochana w epoce wiktoriańskiej, weekendy spędza na targach antyków, szukając tylko wzrokiem nowego fotela czy lampy. Bo w końcu wszystko się może przydać, prawda?
  • Jej pupilem jest Ortie, czarna kotka rasy korat, którą kobieta dostała od męża na 23 urodziny. Imię zwierzaka oznacza pokrzywę, bo taki właśnie ma temperament. Ostra, niecierpliwa, jeśli pogłaszczesz ją w złym miejscu (podbródek przykładowo) bez wahania wysunie pazury, rzucając się na twoją rękę, jakby była najpiękniejszą myszką świata. Choć właściwie to nie myszką, bo kotka nie poluje na gryzonie. 
  • Boi się gołębi. Peristerophobię odkryto u niej już we wczesnym dzieciństwie, gdy widząc ptaka uciekała z krzykiem na drugi koniec ulicy, nie patrząc przed siebie. Właściwie to z każdym rokiem było coraz gorzej. Gdy ktoś powie do niej “gru” ta kuli się na podłodze, kołysając się w lewo i prawo. Co prawda dziewczyna nigdy nie miała z nimi jakichś nieprzyjemnych doświadczeń, ale lęk wykształcił się sam. 
  • Louis uwielbiał przebierać swoją wybrankę w różne stroje, jego ulubionym był kot. Dziewczyna bezwiednie mu się poddawała, pozwalała nawet wiązać smycz wokół szyi, zafascynowana brakiem tchu. Nadal ma w szafie strój krwawej pielęgniarki, pszczółki i kota właśnie, jednak wiszą tam tylko z sentymentu.
  • Geneviève nie potrafi przejść obojętnie obok kolorowych soczewek do oczu. Nie dość, że ma wadę wzroku od dziecka, to teraz może jeszcze zmieniać swobodnie kolor własnych oczu! W swoim posiadaniu ma takie okazy jak plamki lamparta czy tęczowe.
  • Wozi się swoim ukochanym białym Peugeot’em 307, którego nie zamieniłaby nawet na limuzynę. Oczywiście, mogłaby sobie kupić samochód nowszy, bardziej dostosowany do standardów jednak znów powraca jej sentyment do rzeczy materialnych. Kocha samochód tak bardzo, że czasem zwie go Peluche, co oznacza pluszowy.
  • Ma alergię na róże. Wszystkie jej randki (sprzed czasów Lousia oczywiście, bo nigdy go nie zdradziła) na których dostawała ów kwiaty kończyły się szybko i dość efektownie, bo w szpitalu. Sama woń kwiatków sprawia, że na jej ciele pojawiają się czerwone placki, a oczy jej łzawią. Dalsze zetknięcie z rośliną wywołuje duszności, a takie ataki mogą być nawet śmiertelne.
  • Nienawidzi kawy. Pije tylko soki lub herbaty, okazyjnie alkohol. Kawa jest dla niej niedopuszczalna, nawet ta zbożowa. 
  • Uwielbia malować usta czarnymi szminkami, choć i czerwone często występują. Czerń jednak po prostu do niej przemawia, choć wielu odradzało jej ten kolor. Co jednak mają ludzie do jej wyborów?
  • Kiedy jedziesz z nią samochodem, lepiej pamiętaj o zapięciu pasów. Ma na tym punkcie obsesję po wypadku siostry i zanim dobrze siądzie za kierownicą trzy razy sprawdza, czy aby na pewno się zapięła. 
  • Nie interesuje się związkami ani nie próbuje szukać desperacko miłości i zrozumienia. Jeśli jednak ktoś naprawdę byłby ciekawy, jest biseksualna. Choć właściwie nigdy nie miała dziewczyny, to cóż, kochała siostrę. Czasem właśnie miłością prawdziwą, a nie tą rodzinną. Nie można jednak powiedzieć, że Roxane się z tej obsesji nie cieszyła.
  • Mimo niechęci do nieśmiertelności, idzie ślepo za każdym wampirem. Wierna im wielce, fascynuje się każdym słowem wypowiedzianym z ich ust. Cóż, często też przez takie spotkania musi zakrywać włosami ślady po ugryzieniach.
  • Nie jest poliglotką, jednak zdążyła opanować cztery języki: francuski, angielski, włoski i niemiecki. Choć ten ostatni nadal ma dla niej kilka zagadek. Właściwie to żałuje sobie godzin spędzonych na wkuwaniu włoskiego, skoro nigdy tam nie była i żadnego Włocha nie spotkała, żeby chociaż się popisać.
  • W kącie jej pokoju leży, właściwie zapomniany przez właścicielkę, bezimienny pluszowy miś, którego dziewczyna dostała od rodziców jako mała dziewczynka. Kiedyś był intensywnie zielony i miał piękne, błyszczące oczka. Z biegiem czasu jednak zmienił kolor na szarawy, a oczka odleciały, zamienione na dwa guziki od nieużywanych jeansów. Mimo zapomnienia, dziewczyna nadal nie może się go pozbyć.
  • Jest znakomitą kucharką, serio. Bez problemu, ba, nawet bez przepisu przygotuje wymarzone danie swojego rozmówcy, choćby wymyślił sobie dawną potrawę Inków.
  • Jest ateistką, choć wychowywała się w rodzinie chrześcijańskiej. Jak to mówi “Gdyby Bóg istniał, to by mi trochę pomógł”. Ubolewa nad jej barkiem wiary szczególnie Karin, która potrafi nadal podsyłać jej pocztą różańce czy zaproszenia na uroczyste msze.
Login/email: Pamiętnik Galopu / nacik1111@gmail.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony